poniedziałek, 10 czerwca 2013

Po

Jeszcze do mnie nie dociera jak to jest, że w mgnieniu oka coś się zmienia i wywraca do góry nogami. Chciałbym powiedzieć czy nawet wykrzyczeć coś niecenzuralnego w tej frustracji, ale uczucie bezradności bierze górę. Podręcznikową reakcją jest płacz czy jakaś agresja, ale jedyny gest na jaki mogę się teraz zebrać to wzruszenie ramionami. Kotłują się myśli w głowie, ale nic nie kipi. To chyba kwestia jakiegoś przyzwyczajenia. Tylko gdzieś podświadomie powstaje bilans tych wszystkich działań a wynik jest taki, że znowu  "inwestycja" na nic. Na straty spisuję: dwie książki, pendrive z filmami, szczoteczkę do zębów, bilet miesięczny na linię jadącą przez całe miasto, korkociąg. Trzy kawiarnie, do których lepiej będzie już nie zaglądać, zachody słońca oglądane z tych kilku zapomnianych miejsc w mieście, koncertowe plany i plany przez duże "P", których nawet nie ma co już wypisywać, aby nie... nie... nieważne. Dobrze byłoby móc powiedzieć: "przynajmniej czegoś się nauczyłem", ale to bujda. Żadnych wniosków, żadnych doświadczeń  czy wniosków na przyszłość, żadnej wartości dodanej. Nazywając rzeczy po imieniu - "strata czasu" na myślenie o czymś, na myślenie o kimś. Kolejne kilka miesięcy w plecy. Bo teraz wcale nie jestem mądrzejszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz